Imię. Można albo je uwielbiać, albo lubić, albo cierpieć z
jego powodu. Albo, jak ja, nie czuć się z nim związanym. Monika – imię to nie
ma dla mnie niestety żadnego znaczenia, dodam wręcz, że w ogóle się z nim nie
utożsamiam. Letni stosunek mam. A dostałam je dlatego, iż Tata ,,nie chciał
żadnej Natki w domu’’, ani Karoliny. A wymyślone przez Rodziców damskie imię
otrzymała moją siostra bliźniaczka – Emilka. Rodzina chyba nie wierzyła w takie
dwukobiecie rozwiązanie, więc od razu po urodzeniu imion miałam wiele. Została
Monika, imię niezbyt kompatybilne  z moją
osobowością.
Z Markiem byliśmy i jesteśmy zgodni co do imienia dla synka.
Będzie Rysiek.

Z córą był większy bal, podobała nam się Malina. Potem idąc
rodzinnym tropem chcieliśmy uczcić dwie bardzo silne kobiety – moją prababcię i
babcię Marka. Chcieliśmy, by córka miała na imię Gienia (wersja lajtowa, czyli
Eugenia, po babci Marka, a nie Genowefa, po mojej hehe). Byliśmy w 100% pewni.
Bij, zabij, majątkiem ręczę! Potem mieliśmy fazę połączenie dwóch imion tak, by
złagodzić trochę Eugenię, tak by było stare-nowe, długie-krótkie. Eugenia Iwa
miała być. No i nie będzie 🙂
Teraz mamy inne imię w głowie, bardzo smakowite i, tak jak lubię najbardziej,
nawiązujące do jedzenia 😛 ale na razie ciii…….
Lubię imiona niepospolite. Lubię, gdy rodzice pozwalają
dziecku nadać imieniu konkretną cechę jego osobowości. Dlatego też nazwiemy
dziecko imieniem, które nikt nie nosi w naszym otoczeniu.
Jestem za tym, by dawać dzieciom imiona pasujące, niezbyt
awangardowe. Pasujące do nazwiska (nie wiem, jak czuje się mały Antoś
Paździoch, ale potrafię się domyślić, jak mógłby się czuć dorosły Antonii
Paździoch), takie, które w Polsce nie uchodzą za wieśniackie, jeśli mogę tak
prosto z mostu napisać. Wszyscy wiemy, że to nie dzieci wytykają rówieśnikom
dziwne imiona, tylko powtarzają to, co w domach mówią rodzice.  Dlatego Wirginia tudzież Wirdżinia, Jessica
tudzież Dżesika, Denis, Brajan, w moim bardzo subiektywnym odczuciu, nie
sprawdzą się. No chyba, że jedno z rodziców jest obcokrajowcem, a imię pięknie
komponuje się z nazwiskiem. Czy wiedzieliście, że jest takie imię jak Oralia?
Już sobie wyobrażam te niewybredne komentarze… W dzisiejszym świecie takie
imiona jak Oralia czy Lodzia po prostu prowokują i nic na to nie poradzimy.
Mój mąż miał mieć na imię tak, jak powie kalendarz. 14 maja
1985 roku imieniny miał Bonifacy. Dobrze, że zostało przy Marku…
Podoba mi się Sara, Halina, Helena, Hania, Basia, i w sumie
to by było na tyle, choć jeszcze Rychu został 😉 Podobają mi się imiona moich
dwóch dziadków, czyli Emil i Jan. Podoba mi się też Ernest, tak jak ma mój
Tata. 
Nie będę powtarzała statystycznych danych, ilu Antków, ilu
Franków, ile Nadii i Amelek urodziło się w 2012. Za to kilka lat temu znalazłam
spis dzieci rejestrowanych w Warszawie. Jedna z dziewczynek dostała zacne imię
Calineczka. Słodkie, prawda? Szczególnie, gdy rodzice mają na nazwisko, na
przykład Heineken albo Pilsner 🙂
Piszę o imionach, bo fajnie jest mówić do brzucha
konkretnie. Choć nie wiemy, co mamy, od początku ciąży mówimy, jak do Rycha.
Będą niezłe jaja, gdy za tydzień się okaże, że to jednak Dziewczynka.