Jak była Ina Kahlo, to równie dobrze może być Ina Loren, ze swoim włoskim temperamentem. 

Inula jest mocna w gębie, jak nikt. Gdy coś chce, usilnie tłumaczy, używając gestów, mimiki i głosu. Wymachuję rękami niczym włoska mamma, wznosi je ku niebu i przewraca oczami {nie wiem, po kim ona to ma…}. W tym samym czasie tłumaczy, tłumaczy, pokrzykuje i grozi. A jak nie spełniamy jej próśb i gróźb, wtedy siada, wzdycha i załamuje ręce… Jest boska, niczym Sophia Loren!
Nie kupiliśmy jej waty cukrowej, ani ziemniaka na kiju wprost z gara z tłuszczem. Nie zabraliśmy na pedicure robiony przez krwiożercze rybki, ani nie daliśmy jej przejechać się jednorożcem po ulicach Władysławowa.  Kupiliśmy maliny i daliśmy jej całe pudełko, z nadzieją, że nie zrobi boruty. Zrobiła, ale tylko ze swoim ubraniem. Oczywiście sposób jedzenia owoców jest dość oryginalny, bo najpierw obtaczane są one w piachu, dopiero potem można je skonsumować. Inulka, na zdrowie! 
Biel idealnie podkreśla wymazane sokiem ryło Iny. Prawie, jakby jadła spaghetti 😉 Włoskie spaghetti!