
Czy ja za dużo myślę? Nie no, chyba nie, tylko 4 myśli na tydzień. Nie jest źle. Myślę, że w normie…
1. Kupuję tylko jeden chleb. Nazywa się Słowiański i można go kupić w Biedronce. Kupuję go nie tylko dlatego, że ma mega chrupiącą skórkę (pierwszego dnia, oczywiście) i jest długo świeży, ale też dlatego, że za każdym razem, gdy idę po niego, czeka na mnie. Ostatni, samotny, nie interesujący dla nikogo, tylko dla mnie. Jak to jest, że zawsze jest jeden, ostatni bochenek, i nie muszę się z nikim o niego bić? Po prostu czeka na mnie jak gdyby nigdy nic. Czeka na pożarcie. Co nie zmienia faktu, że jak już z daleka widzę, że jest i że ostatni, to biegnę, jakby rzucili Crocsy w Lidlu.
2. Ostatnio mi Dziewczyny napisały, że jestem podobna do Sophie z filmu ,,Frances Ha”. Potem sobie przypomniałam, że kiedyś ktoś napisał mi, że jestem podobna do Zuzanny Ginczanki. W międzyczasie słyszałam, że do Rooney Mary i do Nelly Furtado. I zawsze najpierw myślę, że fajnie być podobnym do kogoś fajnego, a już ładnego to w ogóle mega, potem, że w sumie jestem podobna do Emilki najbardziej. I że lubię być sobą.
3. Przez Facebooka rzadko rozmawiam przez telefon. Mam wrażenie, że wiem, co słychać u bliskich mi osób, w końcu widzę je w internecie, i nie mam takiego poczucia, że nie mam kontaktu. I dopiero, gdy rozmawiam z Basią przez telefon przez godzinę, uzmysławiam sobie, że tęsknię, że to mnie relaksuje, że tego potrzebuję. Że tęskniłam.
4. Bardzo żałuję, że Inula, po pierwsze – nie ma rodzeństwa, po drugie – mieszka tak daleko Milutki. Jaka to przyjemność obserwować, jak dziewczyny się kochają, jak się witają (ubrane tak samo, przypadkowo), jak znikają w pokoju, bo się bawią i nie chcą, by im przeszkadzać. To jest fajne. Dzieci powinny wychowywać się razem.