Kremy podzieliłam. Testowałam na spółkę z Mamą i Emilką.
Ja testowałam upiększający BB krem 5w1. Od początku traktuję go jako bazę pod makijaż, który trzyma sie dłużej, a ponieważ mam dość suchą skóre – dodatkowo ją nawilżam i to daje uczucie ulgi. No i zrezygnowałam z ciężkiego podkładu, zastąpiłam go Garnierem. I tyle! W moim przypadku się sprawdziło. Ale polecam gęstsze wersje BB (do cery wrażliwej czy też suchej) – wygodniej korzysta się z tubki. Plus za świeży zapach!
Według Emilki, Garnier Miracle Skin Perfector do cery tłustej ma za rzadką konsystencję, a w połączeniu z niewygodnym opakowaniem jest tylko dla wytrwałych 🙂 Brakuje pompki. Nie jest chyba dla tych, którzy mają suchą cerę (w końcu jest do cery stłystej), bo matuje, czyli wysusza. Natomiast Garnier dla wrażliwej skóry to strzał w dziesiątkę! Gęsta konsystencja, bardzo naturalny efekt i wrażenie ulgi na skórze. Jest gęsty, więc nie wylewa się z tubki, fajnie się rozsmarowuje. Czyli bomba!
Mama testuje Garnier przeciwzmarszczkowy i jest zadowolona! Krem traktuje jako podkład, w dodatku nawilżający, więc dla wrażliwej skóry mojej Mamy – zdaje egzamin! Nie tworzy maski na twarzy, nie jest bardzo kryjący, także polecamy osobom lubiącym subtelny makijaż.
A oto wyniki konkursu:
Zestaw kremów Garnier:
Niby wszystko jest proste: oliwka tak kojarzona z
relaksującym masażem jest pod ręką. Nikt jednak nie rozsmarowuje jej na
matczynym ciele, a natłuszcza nią skórę malucha.
Peeling zastępuje dzielne szorowanie kolanami po podłodze – ach, bo po całym
dniu opieki nad dzieckiem trzeba jeszcze podłogi umyć – wszak musi być w pełni
perfekcyjnie, choć z jęzorem wywieszonym i plecami obolałymi;)
Za maseczkę na twarz robi czasem – nie udawajmy, że jest inaczej – ulane
mleczko albo szykownie przetarta marchewka (jakby nie było: cenne źródło
witaminy A!).
Nie ma też co ukrywać: dziecięca kupa dość wyraźnie potrafi przypomnieć o tym,
że borowinowy okład (no tak.. w tym przypadku to nieco lepsze skojarzenie niż
np. gorąca belgijska czekolada;)) na całe ciało naprawdę by się przydał.
Takie jest to dbanie o całe mamine ciało, z cerą włącznie. A wystarczy niewiele
– niekoniecznie hojny gest i oddanie się w ręce zawodowców, ale po prostu:
nakarmienie i utulenie dziecka – na dobry początek, zostawienie malca pod
czujnym okiem bliskiej osoby, a zaraz potem: świetnie peelingująca naturalna
kawa z dodatkiem cynamonu i oliwą rozsmarowana na ciało (bo dlaczego dbać tylko
o buzię?), jogurtowa maseczka na twarzy, a potem choć parę minut relaksującej
kąpieli. W tle muzyka i świece, a w głowie spokój.
relaksującym masażem jest pod ręką. Nikt jednak nie rozsmarowuje jej na
matczynym ciele, a natłuszcza nią skórę malucha.
Peeling zastępuje dzielne szorowanie kolanami po podłodze – ach, bo po całym
dniu opieki nad dzieckiem trzeba jeszcze podłogi umyć – wszak musi być w pełni
perfekcyjnie, choć z jęzorem wywieszonym i plecami obolałymi;)
Za maseczkę na twarz robi czasem – nie udawajmy, że jest inaczej – ulane
mleczko albo szykownie przetarta marchewka (jakby nie było: cenne źródło
witaminy A!).
Nie ma też co ukrywać: dziecięca kupa dość wyraźnie potrafi przypomnieć o tym,
że borowinowy okład (no tak.. w tym przypadku to nieco lepsze skojarzenie niż
np. gorąca belgijska czekolada;)) na całe ciało naprawdę by się przydał.
Takie jest to dbanie o całe mamine ciało, z cerą włącznie. A wystarczy niewiele
– niekoniecznie hojny gest i oddanie się w ręce zawodowców, ale po prostu:
nakarmienie i utulenie dziecka – na dobry początek, zostawienie malca pod
czujnym okiem bliskiej osoby, a zaraz potem: świetnie peelingująca naturalna
kawa z dodatkiem cynamonu i oliwą rozsmarowana na ciało (bo dlaczego dbać tylko
o buzię?), jogurtowa maseczka na twarzy, a potem choć parę minut relaksującej
kąpieli. W tle muzyka i świece, a w głowie spokój.
Zestaw: BB + krem do rak + tonik:
1.
No to tak – po pierwsze jako mama półtorarocznego chłopca
nie mogłam doczekać się by ta wspaniała pora roku w końcu nastała, cobym
zamiast kombinezonu mogła przed wyjściem na dwór zarzucać mu lekką kurteczkę,
zamiast szalika apaszkę i zamiast całego ustrojstwa rękawiczko-czapo-bucikowego
tylko lekkie adidaski.
Jak już ta cudna pora przyszła to poczułam energię, chęć do zmian, słowem –
motywację i konieczność siebie samej odmiany.
By poczuć się tak bardziej kobieco, a do tego pięknie i lekko, świeżo- należałoby
zrobić coś z przesuszoną i zszarzałą twarzą…
By cera przestała być przezroczysta i nabrała ładnego kolorytu warto już w
pierwsze ciepłe dni wybrać się kilka razy na spacer – już samo świeże powietrze
działa cuda, a nawet tych kilka promieni słonecznych też sprawi, że skóra
będzie wyglądała zdrowiej i nabierze ładniejszego kolorytu. I to jest fakt
niezaprzeczalny. Po drugie nie zaszkodzi także regularny peeling i raz na kilka
dni odżywcza maski – przynajmniej teraz, w tych początkach wiosny zapewnią
skórze składniki, jakich jej brak i mam nadzieję sparwią, że buźka będzie od
razu zdrowiej wyglądać.
Po trzecie, choć to wymaga jednak czasu, regularne picie skoków z marchewki i
buraka – burak na dobrą krew, marchewka na koloryt skóry. Zawsze według mnie
lepiej dodać sobie troszkę koloru, lepiej się tak wygląda niż z twarzą białą
czy szarą jak u zombie…
Zawsze można naturę troszkę wspomóc stosując choćby jakiś lekko brązujący
kremik nawilżający, do tego zamiast ciężkiego podkładu, którego wiosna i latem
raczej nie używam, wolę wybrać ładnie matujący krem i np. przejechać pędzlem z
pudrem takim w kuleczkach – najlepiej połączenie kuleczek brązujących i
różowych – dodających zdrowych rumieńców 🙂
I jeszcze to, co lubię najbardziej- jak tylko poczuję pierwsze wiosenne promyki
słońca zaczynam przegląd szafy i kładę na wierzchu te ubrania, które wkrótce
będę nosić wiosną. Szarości i brązy wrzucam w głęboki kąt, daję szansę swojemu
dobremu samopoczuciu – żółcie, zielenie, pomarańcze – one samym nawet kolorem sprawią,
że będę czuć się i wyglądać lepiej i atrakcyjniej!
nie mogłam doczekać się by ta wspaniała pora roku w końcu nastała, cobym
zamiast kombinezonu mogła przed wyjściem na dwór zarzucać mu lekką kurteczkę,
zamiast szalika apaszkę i zamiast całego ustrojstwa rękawiczko-czapo-bucikowego
tylko lekkie adidaski.
Jak już ta cudna pora przyszła to poczułam energię, chęć do zmian, słowem –
motywację i konieczność siebie samej odmiany.
By poczuć się tak bardziej kobieco, a do tego pięknie i lekko, świeżo- należałoby
zrobić coś z przesuszoną i zszarzałą twarzą…
By cera przestała być przezroczysta i nabrała ładnego kolorytu warto już w
pierwsze ciepłe dni wybrać się kilka razy na spacer – już samo świeże powietrze
działa cuda, a nawet tych kilka promieni słonecznych też sprawi, że skóra
będzie wyglądała zdrowiej i nabierze ładniejszego kolorytu. I to jest fakt
niezaprzeczalny. Po drugie nie zaszkodzi także regularny peeling i raz na kilka
dni odżywcza maski – przynajmniej teraz, w tych początkach wiosny zapewnią
skórze składniki, jakich jej brak i mam nadzieję sparwią, że buźka będzie od
razu zdrowiej wyglądać.
Po trzecie, choć to wymaga jednak czasu, regularne picie skoków z marchewki i
buraka – burak na dobrą krew, marchewka na koloryt skóry. Zawsze według mnie
lepiej dodać sobie troszkę koloru, lepiej się tak wygląda niż z twarzą białą
czy szarą jak u zombie…
Zawsze można naturę troszkę wspomóc stosując choćby jakiś lekko brązujący
kremik nawilżający, do tego zamiast ciężkiego podkładu, którego wiosna i latem
raczej nie używam, wolę wybrać ładnie matujący krem i np. przejechać pędzlem z
pudrem takim w kuleczkach – najlepiej połączenie kuleczek brązujących i
różowych – dodających zdrowych rumieńców 🙂
I jeszcze to, co lubię najbardziej- jak tylko poczuję pierwsze wiosenne promyki
słońca zaczynam przegląd szafy i kładę na wierzchu te ubrania, które wkrótce
będę nosić wiosną. Szarości i brązy wrzucam w głęboki kąt, daję szansę swojemu
dobremu samopoczuciu – żółcie, zielenie, pomarańcze – one samym nawet kolorem sprawią,
że będę czuć się i wyglądać lepiej i atrakcyjniej!
2.
Mój wiosenny look.
Jestem mamą pracującą pełnoetatowo. Rano czasu wystarcza mi na prysznic, nie
zawsze na odżywkę do włosów, w czasie mycia zębów biegam po domu za synkiem lub
ogarniam domowy rozgardiasz, krem i podkład wklepują z synkiem wiszącym u nogi,
w czasie pudrowania walczę z synkiem o pędzel. Rzęsy tuszuję w aucie na
światłach, wody toaletowej też używam w aucie, ręce kremuję już w pracy. Mam
krótką, łatwą do ułożenia fryzurkę – wystarczy suszenie i roztrzepanie. O swój
wygląd postanowiłam zadbać od środka. jadam zazwyczaj w biegu, ale od jakiegoś
już czasu starannie wybieram to, co jem. Jem dużo warzyw, bardzo dużo – paruję,
sałatki robię, zdrowe omlety z warzywami – to dla skóry i węższej talii. Piję
dużo wody i zielonej herbaty – dla skóry i węższej talii. Ostatnio staram się w
miarę regularnie biegać (jak dzieć uśnie), jeździć na rowerze (dzieć ze mną na
siodełku), spacerować (dzieć w wózku) no i ganiam uciekającego brzdąca – żeby
się dotlenić, żeby słońce musnęło skórę, żeby talia była węższa, żeby mieć
więcej energii. Staram się więcej spać. Jak nie padnę razem z dzieckiem, to
nocami między karmieniami maluję paznokcie, balsamuję się, peelinguję i
depiluję lub przytulam do męża ;). Trochę też w siebie zainwestowałam: na
ostatnim „wychodnym” kupiłam parę nowych ubrań i rozświetlający puder.
Jestem mamą pracującą pełnoetatowo. Rano czasu wystarcza mi na prysznic, nie
zawsze na odżywkę do włosów, w czasie mycia zębów biegam po domu za synkiem lub
ogarniam domowy rozgardiasz, krem i podkład wklepują z synkiem wiszącym u nogi,
w czasie pudrowania walczę z synkiem o pędzel. Rzęsy tuszuję w aucie na
światłach, wody toaletowej też używam w aucie, ręce kremuję już w pracy. Mam
krótką, łatwą do ułożenia fryzurkę – wystarczy suszenie i roztrzepanie. O swój
wygląd postanowiłam zadbać od środka. jadam zazwyczaj w biegu, ale od jakiegoś
już czasu starannie wybieram to, co jem. Jem dużo warzyw, bardzo dużo – paruję,
sałatki robię, zdrowe omlety z warzywami – to dla skóry i węższej talii. Piję
dużo wody i zielonej herbaty – dla skóry i węższej talii. Ostatnio staram się w
miarę regularnie biegać (jak dzieć uśnie), jeździć na rowerze (dzieć ze mną na
siodełku), spacerować (dzieć w wózku) no i ganiam uciekającego brzdąca – żeby
się dotlenić, żeby słońce musnęło skórę, żeby talia była węższa, żeby mieć
więcej energii. Staram się więcej spać. Jak nie padnę razem z dzieckiem, to
nocami między karmieniami maluję paznokcie, balsamuję się, peelinguję i
depiluję lub przytulam do męża ;). Trochę też w siebie zainwestowałam: na
ostatnim „wychodnym” kupiłam parę nowych ubrań i rozświetlający puder.
3. (nie mogłam się powstrzymać :P)
Eee tam jestem mamą i kocham,nie oddam chwil z dzieckiem za
nic.Uwielbiam gdy w domu jest głośno,wiem wtedy,że żyję i mam dla kogo żyć.
Moim sekretem urody jest unikanie teściowej…po prostu to działa cuda;)To nie
dzieci nas męczą,nawet nie mężowie…to ich mamusie nie dają nam spać,śnią się
po nocach i wracają do Was jak bumerang przy najmniejszej okazji,a najbardziej
lubią zjawiać się niezapowiedziane,ale wystarczy domofon wyłączyć;)
Tak więc sekret urody tkwi we własnym świętym spokoju z dala od mamuuuni;)
nic.Uwielbiam gdy w domu jest głośno,wiem wtedy,że żyję i mam dla kogo żyć.
Moim sekretem urody jest unikanie teściowej…po prostu to działa cuda;)To nie
dzieci nas męczą,nawet nie mężowie…to ich mamusie nie dają nam spać,śnią się
po nocach i wracają do Was jak bumerang przy najmniejszej okazji,a najbardziej
lubią zjawiać się niezapowiedziane,ale wystarczy domofon wyłączyć;)
Tak więc sekret urody tkwi we własnym świętym spokoju z dala od mamuuuni;)
Wyniki sprawdźcie także u:
Hafiji www.hafija.pl
Marii www.oczekujac.pl