
Style w dziale ,,trudne’’. Ostatnio coraz częściej poruszany w serwisach
informacyjnych w kontekście patologii, winy i kary.
domu dziecka, obiecywałam sobie, że kiedyś to zrobię, adoptuje dziecko. Nie,
nie niemowlaka, ale taka 8letnią dziewczynkę.
Na pewno, na 100%.
Trzeba mieć silną psychikę, trzeba tygodni przemyśleń, by się zdecydować
związać swój los z drugą osobą, bez
randek, bez opcji, by spakować walizki i odejść.
dziewczynka powinna móc spać ze swoimi rodzicami, jeść z nimi śniadanie,
pomarudzić, pojechać do dziadków i poprzytulać się, gdy ma na to ochotę – a
jednak nie każda może. Rusza mnie, bo podświadomie w każdej małej dziewczynce
widzę moją Córkę. Chciałoby się zbawić świat, prawda?
Sama o adopcji nie wiem nic. Ale Justyna wie…
upragnione dziecko nie przychodzi do nas, nie chce zawitać w naszej rodzinie,
trzeba zadać sobie pytanie – czego chcę? Czy pragnę być w ciąży, czy pragnę, żeby
dziecko było podobne do mnie z wyglądu? Czy po prostu chcę być mamą i
przygotować do życia w społeczeństwie małego człowieka i samemu doświadczyć
wzlotów i upadków, jakie niesie ze sobą macierzyństwo.
odpowiemy sobie na to pytanie i zaakceptujemy swoje położenie, możemy szukać
rozwiązań. Jednym z nich jest adopcja. Adopcja – słowo, które przeraża,
powoduje lęk, tysiące pytań i niewiadomych, ale czy tego samego nie doświadcza
mama będąca w ciąży? Czy nie zastanawia się, czy będzie dobrą mamą? Czy dobrze
wychowa dziecko, czy pokocha je od razu? Takie same lęki dotyczą wszystkich
mam, nie ważne czy biologiczne rodzicielstwo, czy adopcyjne.
w adopcji ważne jest, aby zostać porządnie i profesjonalnie do niej
przygotowanym, dlatego dla przyszłych rodziców adopcyjnych są specjalnie kursy
adopcyjne prowadzone metodą PRIDE. Kurs daje ogromną wiedzę, rozwiewa wszelkie
wątpliwości i obawy, dopiero po kursie można szczerze sobie odpowiedzieć –
„wchodzimy w to?”. Mało tego, uważam, że każdy człowiek, przed podjęciem
decyzji o rodzicielstwie, powinien przejść przez taki kurs.
ważne w adopcji jest wyłączenie litości, nie można adoptować z litości, to
największy błąd, jaki przyszli rodzice mogą popełnić. Decyzja o adopcji musi
być bardzo przemyślana i świadoma. Nie ma odwrotu, pojawia się dziecko,
odpowiedzialność na całe życie.
że rodzice decydujący się na adopcję są niesamowicie wrażliwi i otwarci na
drugiego człowieka, ale i niesamowicie odporni psychicznie.
mnie proces adopcyjny stał się wręcz mistycznym doświadczeniem i jestem
wdzięczna za możliwość, jaką dostałam – żeby w nim uczestniczyć, za
niesamowitych ludzi, których tam poznałam. Wiesz czego uczą na kursie? Niby
wiemy o tym, ale jak nie wiele się okazuje. Mówią o uczuciach drugiej osoby, w
tym przypadku dziecka, o tym, jak ważne jest szanowanie i nienegowanie uczuć
drugiej osoby. Nie przyklejanie etykietek, nieszufladkowanie. To jest
oczywiste, wiem… ale dopiero ten kurs otworzył mi oczy na emocje dzieci, na
ich uczucia, potrzeby…
adopcji ważna jest też tolerancja, biorąc dziecko akceptujemy całą jego
przeszłość i nie ma tu miejsca na żadne „ale”, ono do nas przychodzi z czymś. I
to coś to jest jedyne co ma z „poprzedniego” życia, nie łatwo jest pokierować
takim dzieckiem. Z jednej strony my rodzice chcemy zacząć od nowa, a z drugiej
strony już historia się zaczęła bez nas. To cholernie trudne, ale wiem, że
jesteśmy mądrymi ludźmi i razem z mężem sobie świetnie poradzimy.
dzieci jedynie czego potrzebują, czego są spragnione to miłość, jej nadmiar.
boję się adopcji? Jasne, staram się racjonalnie podchodzić do wielu rzeczy,
boję się, że w okresie dojrzewania moje dziecko wykrzyknie mi, że nie jestem
jego mamą itd., ale to samo robią dzieci biologiczne, też dorastają i się
buntują.
ważna rola jest rodziców, jak pokierują dzieckiem. I zasada, którą pielęgnuję –
„szczęśliwi rodzice = szczęśliwe dzieci” i nigdy na odwrót.
jeszcze jedna myśl, istotna w adopcji, mi się nasunęła.
Niestety często adopcja kojarzona jest z tak zwanym genem zła. Rozumiem obawy
ludzi, ale to wszystko jest wyłącznie brakiem wiedzy i mocno krzywdzące dla
dzieci. Rozmawiałam z panią pediatrą na temat genów i zapytałam, czy geny dają
nam predyspozycję do pewnych zachowań. I odpowiedziała mi tak: geny są ważne,
ale w dziedziczeniu chorób i w wyglądzie, to czy wasze dziecko będzie dobrze
wychowane czy źle, to już wasza odpowiedzialność i rola, niestety łatwiej jest
zwalić na geny. To są jej słowa, są dla mnie jak bibla 🙂
Zawsze staram się postawić siebie na miejscu dziecka z adopcji i zadaję sobie
pytanie, jak ja bym się czuła wiedząc, że jestem oszukiwana? Każde kłamstwo ma
krótkie nogi i prędzej czy później ujrzy światło dzienne.
wyobrażam sobie sytuacji, że nasze dziecko dowiaduje się w piaskownicy od
kolegi, że jest adoptowane. Od początku z mężem ustaliliśmy, że będziemy mówić
dziecku, że wzięło się z serduszka, a nie z brzuszka, jak długo na nie
czekaliśmy i jak jest wyjątkowe dla nas. Już teraz zbieramy zdjęcia, choćby z
procesu powstawania pokoju dziecka, żeby pokazać od początku, jak wyglądała
nasza historia oczekiwania na nie.
też coś, czego bym nie zrobiła. Nie podjęłabym się adopcji starszego dziecka,
nie potrafiłabym udźwignąć już tego co ma zasiane w głowie. A nie chciałabym
skrzywdzić takiego starszaka, tylko dlatego że wydawało mi się „że jak kto? Ja
wszystko potrafię?” Staram się mierzyć siły na zamiary i stawiać sobie
rozsądnie granice. Nie, nie potrafiłabym, dla dobra tego dziecka.
to nie jest wina dzieci. To porażka wychowawcza rodziców, którzy znaleźli się w
miejscu, w którym nigdy nie powinni. Wydawało im się, że adopcja jest dla nich,
dziecko szybko pokazało, że jest inaczej. Ale nie obarczajmy winą dzieci, one
tylko chcą mamy i taty, swojego pokoju, miłości i poczucia bezpieczeństwa, przynależności do
rodziny.
Tu wchodzi ten ,,gen zła”, ale nie będę obłudna, też tak
myślałam, jestem tylko człowiekiem, kurs szybko zweryfikował moje podejście i
pokazał prawdziwe oblicze adopcji, ale trzeba chcieć, żeby to dostrzec…
niemowlę? Dlatego, że chcę tworzyć więź z naszym dzieckiem od pierwszych minut,
dni jego życia. Nie chcę żeby umknął mi pierwszy świadomy uśmiech, pierwszy
ząbek czy pierwsza marchewka. Chcę mieć świadomy wpływ naszych zachowań i
reakcji z mężem na nasze dziecko od
samego początku. Chcę doświadczyć
karmienia nocnego, wstawania w nocy czy zmieniania pieluch 🙂
rzeczy, których się boję. Boję się, że odniosę porażkę wychowawczą i zawiodę
moje dziecko. Boję się pytań o rodzinę biologiczną, czy będę umiała stanąć na
wysokości zadania i pokonać własne lęki, zazdrość i zaborczość o nasze dziecko,
aby pomóc mu w poznawaniu swoich
korzeni, wspierać i być przy nim w tych zapewne trudnych dla niej/jego
chwilach.
coś jeszcze. W adopcji nie ma zdrowych dzieci, większość z nich ma jakieś
braki, wynikające z niezaspokojenia ich podstawowych potrzeb. Są to dzieci z
dużą niedowagą, dzieci cofnięte w rozwoju emocjonalnym, w mowie, wszystkie te
defekty wynikają z braku miłości, czasu indywidualnego, które potrzebuje każde
dziecko. Dużo słyszałam historii, np. 4 letnia dziewczynka miała potworne braki
w mowie, jak tylko znalazła dom i rodziców, dostała nadmiar miłości, uwagi,
ktoś nagle zaczął liczyć się z jej potrzebami – dziecko nadrobiło wszystkie
braki w ciągu miesiąca. Oczywiście zdarzają się całkowicie zdrowe dzieci, ale
to mniejszość. Masz wpływ na to jakie dziecko bocian dostarczy, ośrodek zadaje
pytanie „jakie dziecko jesteście państwo w stanie przyjąć do swojej rodziny”.
Mając na myśli chore, widzę też dzieci upośledzone umysłowo, takie dzieci też
są, i bardzo trudno jest im znaleźć dom.
chcemy przyjąć… no właśnie „zdrowe” dziecko. Tylko w cudzysłowie można użyć tego
słowa.
już dawno pojawiła się w naszym życiu, czekaliśmy tylko na odpowiedni czas i
moment w życiu, żeby ją zrealizować. Temat nigdy nie był nam obcy, przewija się
w naszym życiu już od 9 lat. Mówiąc kolokwialnie, nigdy nie mieliśmy parcia na
biologiczne dziecko, i nigdy nie traktowaliśmy adopcji jako substytut. Z
radością, napięciem i wypiekami na twarzy wpatrujemy się w telefon, czy nie
dzwoni, czy bocian nie przyleciał. A jeżeli tak się zdarzy, że może kiedyś będę
w ciąży, przyjmiemy to z otwartymi ramionami i będziemy się cieszyć z
rodzeństwa. Wszyscy.
adopcyjna jest żmudna i niestety państwo polskie nie pomaga, a wręcz utrudnia
na każdym kroku.
etap – to
zapisanie się na kurs adopcyjny; my z mężem czekaliśmy 9 miesięcy, zanim nas
zapisano. Kurs prowadzony jest metodą PRIDE i w naszym ośrodku trwał 9 tygodni.
Spotkania po 3.5 godziny, raz w tygodniu. Tematyka opiera się na poznaniu
emocji, potrzeb, uczuć dziecka, na tworzeniu więzi z dzieckiem, ale i również
na tworzeniu relacji z mężem.
móc przystąpić do kursu, wymagany jest 2.5 letni staż małżeński (w zależności
od ośrodka – czy katolicki, czy państwowy), 5 letni staż małżeński – w ośrodku państwowym,
w katolickim uznają tylko ślub kościelny na przykład.
międzyczasie trwania kursu, pani z ośrodka odwiedza w domu przyszłych rodziców
celem sprawdzenia warunków mieszkaniowych.
etap – to
oczekiwanie na kwalifikacje; zbiera się komisja w składzie: dyrektor ośrodka,
psycholog, pedagog i dyskutują, czy się nadajesz czy nie, głównym punktem,
który biorą pod uwagę, jest obserwowanie relacji z małżonkiem.
pozytywnym otrzymaniu kwalifikacji, oczekuje się na TEN telefon 🙂 że czeka na
nas nasze dziecko.
czeka się na dzieci powyżej 2 roku życia i rodzeństwa, ośrodki dbają o to, żeby
nie rozdzielać rodzeństwa. Za co im cześć i chwała. W 2013 roku w moim ośrodku
poszło do adopcji 60 rodzeństw, w wieku od 2 do 6 lat oraz czwórka niemowląt do
roku.
w ośrodku sugerują, żeby nastawić się na rok czekania, który można sobie umilić
kompletowaniem wyprawki i szykowaniem się na rewolucje życiowe 🙂 Zalecają jak
najwięcej czasu spędzać we dwójkę 🙂
podczas szkolenia zadawanych jest milion pytań o wszystko, o historię poznania
z mężem, o rodzinę, o kredyty, pracę, pełna inwigilacja 🙂
Pytają, jakie dziecko jesteśmy w stanie przyjąć. Czyli na kogo czekamy. Ja
osobiście czułam duże rozdrażnienie ciągłymi pytaniami o małżeństwo, rodzinę.
Ta inwigilacja mnie irytowała i przytłaczała.
elementem są dokumenty, które trzeba złożyć w ośrodku po kursie. Masa
dokumentów. Zaświadczenie od proboszcza, o niepłodności, od lekarza rodzinnego,
od pracodawcy, o zarobkach, o niekaralności, życiorysy itd.
chodzi o relację z otoczeniem, to była
zawsze pozytywna. To czego nie lubię słyszeć to „podziwiamy was” – bardzo mnie
to drażni i zawsze odpowiadam, że podziwiać można małpę w zoo 🙂 ja nie czuję
się bohaterką, nie chcę, żeby ktokolwiek mnie podziwiał. Będę mamą jak miliony
innych. To nie jest heroizm czy litość, to jest moja droga do rodzicielstwa 🙂
Świadoma, przemyślana, trudna z wybojami, ale prawdziwa i jedyna w swoim
rodzaju.
warto jest przejść przez to, bo przecież nasze dziecko gdzieś na nas czeka,
prawda?
jest jedną z wielu dróg prowadzących do rodzicielstwa. I nie ma tu miejsca na
przypadki, to dziecko wybiera sobie nas na rodziców, a dla nas to
zaszczyt, że nas wybrało.
EDIT: post opublikowałam w najlepszym czasie, jaki mogłam wybrać. Justyna oraz jej mąż właśnie dziś dostali kwalifikację i od dziś czekają na córkę 🙂 Wielkie gratulacje!!! 🙂 <3