Czasem się nad tym zastanawiam, zainspirowana telewizją, gazetami, internetem… Wydaje mi się, że nie mam problemów z toleracją, a raczej nietolerancją. Wydaje mi się, że nie mam prawa sądzić, że mój tryb życia, powiedzmy typowy, jest normą, a reszta to anomalia społeczna. Kobieta z kobietą – prosze bardzo. Facet z facetem – ok. Choć przyznaję, ze czasem męskie relacje mnie szokują, ale tu chodzi chyba o jakieś wyuzdanie, ostentację itp. 
Kiedyś przyszło mi do głowy pytanie – co by było, gdyby moja Córka kochała kobiety? Czy bym ją wspierała, czy nie mogąc się pogodzić z tym, odsunęłabym się od niej. I choć nazywam się osobą, która nie ma problemów z orientacją innych osób, muszę przyznać, że nie wiem, jak bym się zachowała, gdybym musiała z taką sytuacją się zmierzyć. Po prostu nie wiem… ale chyba bym wolała mieć szczęśliwą córkę, niż córkę heteroseksualną.

Nawiązując do rodzinnych sytuacji – wydaje mi się, że ojcom łatwiej przełknąć związki córek z kobietami, niż synów z mężczyznami.  Ogólnie faceci mają więcej problemów z homo-tematem. Gdybym powiedziała rodzicom, że wolę babki, mama pewnie by to przełknęła i wspierała, a tata – tu by było kiepsko.
I też myślę, że większość osób, które głośno mówią o tym, jak bardzo są tolerancyjne, miałyby problem z zaakceptowaniem decyzji własnego dziecka, która byłaby inna, niż norma społeczna nakazuje. Bo co innego akceptować coś, co nie jest nam bliskie, a co innego zmierzyć się z sytuacją z naszego własnego ogródka.