Nie dość, że zaraz Nowy Rok (w którym pokładam osobiście wielkie nadzieje), to jeszcze totalne nowości u mnie. Jedna duża szczególnie, ale na pewno już wiecie, o co chodzi.

Jestem u Rodziców, piję herbatę z pigwą, tata szykuje mięso w sosie sojowym (nowość jakaś, przepis kolegi z pracy), Ina ogląda karpie, które podziwiają czerwień miski, w której pływają… Czyli idą Święta. A do Was powinno już dojść coś innego! Czyli…

The Mother MAG!

Tak, udało się, zwycięstwo! Mam nadzieję, że wszyscy, którzy zamówili numer w przedsprzedaży, otrzymali już swój egzemplarz, poczta się spisała. Dajcie znać, wpisujcie miasta! 😀
Jeszcze nie mogę się oswoić z myślą, że oto już jest efekt tylu miesięcy pracy i tak chodzę na około swojego numeru kartkując niby od niechcenia… Czas zabrać się za drugi numer! A Wy, jeśli macie ochotę zobaczyć nowość na polskim rynku wydawniczym, kartkować, wąchać papier, podziwiać zdjęcia i mieć dużo do czytania o kobietach i dla kobiet – strzelcie sobie po własnym egzemplarzu. Zapraszam TUTAJ. 🙂

Różowa czapka z H&M.

Zakup spontaniczny, nieprzemyślany, impulsywny, emocjonalny, czyli w zasadzie nie powinien mieć miejsca, gdybym akurat wtedy była o zdrowych zmysłach. Ale kurde, jest super! I widać mnie z daleka! 😀

Śliwkowy peeling. Ministerstwo Dobrego Mydła.

O mamo!!!!!!! Powiem Wam coś – na co dzień zapominam o tym, że powinnam mieć czas dla siebie i na przykład smarowac się kremami i celebrować te wszystkie kobiece łazienkowe rytuały. Szybko sobie przypominam, gdy odkręcam ten słoik i mam ochotę zeżreć zawartość. Jak to pachnie! Przypomina mi żelki haribo, te kupowane na wagę. Nie pamiętam, o jakie dokładnie chodzi, ale peeling pachnie obędnie. Na razie go wącham i używam oszczędnie. :)))

<3