Nie lubię wstawać rano, przysięgam. Muszę się dosłownie sama przekupywać. I jeszcze zdarza mi się zapomnieć wieczorem o kremie, więc rano budzę się dziwnie ściągnięta, zmiętolona i wyzbyta swej ludzkiej twarzy. Nie lubię… Muszę wykorzystać resztki swego sprytu, by doprowadzić się do stanu używalności. 

Mi muzyka  w tańcu nie przeszkadza, dziecko w łóżku też nie. Oczywiście budzę się kilka razy w ciągu nocy, próbując ułożyć się tak, by wszystkim było wygodnie, a Inie w szczególności, ląduję gdzieś na nizinach. I gniotę się, budzę, podaję butelkę. Do tego praca do późna, wczesna pobudka. Dobrze, że mam jeszcze 20 lat, bo inaczej pewnie trzeba byłoby mnie z łóżka wyciągać ciągnikiem i moczyć od rana w wannie  z lodem dla poprawy morfologii.

Oto 10 obowiązkowych porannych czynności. Nie robię ich wszystkich, no chyba, że jest tragejszyn.

1. zimna woda – pod prysznicem i w szklance. Najpierw szklanka, potem prysznic. Uruchamiam swój plan i zamiast stać pod gorącą wodą 15 minut, skręcam kurkiem w prawo, w zimną stronę mocy i szykuję swemu ciału szok. Jak nie wstanie, to dostanie! 
2. miętowy żel pod prysznic Marka, miętowy szampon, ogórkowy balsam do ciała. Te dwa zapachy budzą tak dobrze, jak kawa.  
3. Pilling do twarzy. Nawet się nie przykładam, szoruję chwilę twarz, jakbym zapomniała zmyć makijaż po imprezie co najmniej. Naprawdę pomaga – nie wiem, co może lepiej ,,zedrzeć” resztki (miłego, zimowego, potrzebnego!) snu. 
4. gdy nadal mam wrażenie, że spałam tylko godzinę po świetnej imprezie, wyjmuję z lodówki wodę termalną i się psikam, aż oczy otworzą mi się do naturalnych rozmiarów. Stoję i psikam. 
5. lekki krem do twarzy, szybko, pilnie, natychmiast. Jeszcze do niedawna (w sumie mogłabym napisać hasło sezonu: gdy nie miałam jeszcze dziecka!) krem sobie był, czekał i patrzyłam na niego okazjonalnie i jeszcze bardziej okazjonalnie z niego korzystałam. Teraz jestem zdyscyplinowana. 
6. szybki marsz. Na taki pomysł wpadłam kilka tygodni temu i jak dziecko jeszcze śpi, wymykam się na szybki spacer (nie lubię i nie umiem biegać!), wracam po 20 minutach zadowolona z siebie jak nigdy 🙂 
7. najlepsze na świecie śniadanie. Oczywiście, że najchętniej wbiłabym zęby w parówki z wody i w bułkę z masłem. Logiczne!  Ale gdy zrobię sobie śniadanie, które wygląda jak deser i też całkiem nieźle smakuje, wtedy jakoś dzień idzie. Jest dobrze! Nasze odkrycie to ten koktajl 🙂 
8. make up! Nagrodę Nobla osobie, która wymyśliła korektor w sztyfcie 🙂 Maluję się w minutę, mój sposób na makijaż znajdziecie TU i TU
9. kawa! W domu robię sobie tylko rozpuszczalną, którą piję z zatkanym nosem, żeby nie czuć smaku. Kiedy mam chwilę czasu (a w tym tygodniu, ze względu, że Ina była łaskawa iść do żłobka, czas na kawę był), idę posiedzieć do Mitte.  Ostatnio kawa trwała ponad godzinę 🙂
10.  muzyka. Odkryłam kanał w tv z muzą z lat 80-tych i racze się nią od rana. Poprawiam sobie humor i w sumie już mogę wyjść z domu 🙂  
Ciekawe, w jakim stanie wstanę jutro? Wskazującym na pożycie czy na szybka reanimacje? 🙂