Nie mów, że na to przyjdzie czas. Albo że jesteś za stara. Albo że patrzą. Albo że nie wypada. Nie jesteś już zmęczona tym, że jesteś zmęczona i musisz, ciągle musisz, a nie chcesz? Życie to nie droga krzyżowa!

Boże, jaka ja byłam zmęczona. Tak, że to słowo stało się odpowiedzią na każde pytanie, które mi zadawano. Jak się czujesz? Jestem zmęczona? Nie jesteś zła? Nie, tyko trochę zmęczona. Odpocznij. Jestem zmęczona. Ile to jest dwa plus dwa? Zmęczona…

Wiedziałam, że musi przyjść taki dzień, w którym przestanę być spięta, smutna. Zmęczona. Musi być jakaś granica, za którą człowiek przestaje się obwiniać, dociskać, starać ponad miarę. Czekałam na dzień, gdy powiem ,,nie”. Koniec. Wiecie, jaka to ulga, jak się wszystko zaczyna układać, jak nagle rzeczy wydają się proste, a rozwiązania tuż pod nosem?

Nie jest tak, że im więcej masz złych przeżyć, ciężarów, problemów, zawirowań, tym Twoje życie jest bardziej wartościowe. Życie to nie droga krzyżowa. Nie trzeba się wciąż martwić, by życie miało głębszy sens.  Nie trzeba chodzić w niewygodnych butach, nie trzeba być biednym, nie trzeba mieć ciągle pod górkę, by zasłużyć na… no właśnie, na co? Na przychylne spojrzenie, trochę litości, miejsce siedzące w tramwaju? Wiesz, że to tylko tak na chwilę, na kilka sekund? Szybko mija, a potem pozostaje pustka. Tobie nadal jest źle, tylko teraz dodatkowo też pusto.

Ja nie obwiniałam się. Nie użalałam się nad sobą. Ale czułam wielką presję, odpowiedzialność, myślałam za wielu, starałam się. A o mnie nie myślał nikt. Pewnie dlatego, że ja sobie poradzę. Albo dlatego, że jestem naiwna i mam skrupuły.  A wystarczyło powiedzieć ,,nie”. A potem powiedzieć ,,tak”, tym razem na to, co jest właściwe, pyszne, ładne, zdrowe. Dobre dla mnie.

Nie wiem, co jest dobre dla Ciebie. Mogę przypuszczać, że spokój. Ciepłe grzejniki w domu, masło 82% w lodówce, ciepły płaszcz na jesień i nieprzemakalne buty. Zdrowe dziecko, nowa rzecz, której się nauczyło, zapłacony rachunek za przedszkole, kasa odłożona na zimowe buty. Nowy pachnący szampon, brak deszczu i nowa, działająca parasolka. Kawa wypita w ciszy, dobra atmosfera w pracy, uśmiech przechodnia, zapach, gdy przechodzisz koło piekarni. Ciepła kołdra, herbata zrobiona przez ukochaną osobę, karnet do kina i to, że mu smakuje. Zmywarka, gdy pół życia spędzasz w kuchni, masaż stóp, złota polska jesień i to, że przyjaciółka przyjechała.

Myślę sobie, że każda droga powinna prowadzić właśnie tam. Gdzie szumi czajnik, jest chleb z masłem, dzieci nie dają spokoju, wciąż trzeba odkurzać, gdzie czyta się książki, wietrzy po smażeniu placków ziemniaczanych… Gdzie można się po prostu schować, przeczekać, wyciszysz i być. I wcale nie myślę, że ta droga do tego miejsca jest wyczerpująca, trudna, pełna łez i zamartwiania się o każdą pierdołę.

Tylko trzeba dobrą mapę wybrać. I drogę prowadzącą do celu. I zapomnieć, że ta droga to droga krzyżowa, bo to nieprawda.

Moja droga jest prosta i asfaltowa, przynajmniej dziś. I w końcu mogłam założyć ,,te” buty.

 

Zdjęcie zrobiła Jasińska.