Rozwód to temat niczym Lenin. Wiecznie żywy. A połączenie dziecka i rozwodu w jedno jest podwójnie żywe i podwójnie trudne. Bo dziecko podczas rozwodu ma przekichane.

Rozwód. Temat taki trochę jak z Pudelka, a trochę jak z W11. Bardzo na ogół interesujący i dominujący wśród innych. Bo zazwyczaj w jego trakcie wychodzą różne ciekawe historie, zawsze też dobrze sobie ulżyć kilkoma niewybrednymi zdaniami.

Znajomy zapytał mnie ostatnio:
– A czemu ty go z torbami nie puściłaś?
Ja:
– A jak wyobrażasz sobie wzajemne relacje po takiej akcji?

Jak pielęgnować w miarę możliwości dobre, fajne relacje, jeśli w toku rozwodu jedyną przyjemnością życiową jest wbijanie szpili, rzucanie kłód pod nogi? Nie ma dla mnie większej motywacji do ogarnięcia rzeczywistości, niż kondycja mojej Córki. Naszej Córki. I choć rozumiem różne sytuacje, nie rozumiem i nie przyjmuję takiej, gdy dziecko czuje się ze swoimi rodzicami, jak między młotem a kowadłem. Z mojej perspektywy to największa słabość matki, człowieka.

Jak zaopiekować się dzieckiem w czasie rozwodu?

Czytałam o sytuacjach, gdy dziecko bało się powiedzieć mamie, że spędziło super dzień z tatą, bo ta od razu zalewała się łzami, albo była zła, wręcz obrażona. Słyszałam o matkach, które karały ex-mężów nikłym kontaktem z dziećmi. Zapominając, że jednocześnie karę odbywa ich dziecko. Albo hasła – tata jest zły, mama jest zła. Docinki, dwuznaczności, naśmiewanie się. Poniżanie drugiego rodzica w obecności dziecka, pozbawianie go autorytetu.

Nie, nie, nie, nie, nie i jeszcze raz nie!

Jeśli już tak bardzo chcesz zrobić krzywdę dziecku, to kup mu największą czekoladę, najbardziej naszpikowaną chemią, jaką tylko znajdziesz w supermarkecie. Dodaj do tego chipsy i zestaw powiększony w fast foodzie.

Egoizm niektórych rodziców nie zna granic. Przyznam, że to temat, który jak żaden działa na mnie jak płachta na byka, bo nie potrafię wyobrazić sobie mojej Córki w sytuacji, gdy czuje negatywne emocje, choć ich nie rozumie, a jest za mała, by rozumieć. Wkurza mnie też, bo wiem, że się da ogarnąć nową rzeczywistość w ładny sposób. Choć wiem też, że wszyscy muszą chcieć. Mam to szczęście, że mam partnera do rozmowy i idziemy w jednym kierunku. Lucky me!

Czasem trzeba dać przykład. Samemu zacząć, zainicjować spotkania, wykazać się dobrą wolą, zapomnieć, wybaczyć. Zażartować, wprowadzić dobrą atmosferę. Da się, uwierzcie. I choćby całe otoczenie powtarzało mi – pokaż mu! – ja się na to nie zgadzam. I się nie zgodzę.

Dziecko nie jest stroną konfliktu.

Nigdy nie było i nigdy nie będzie. Tak samo, jak nie jest kartą przetargową.

Dziecko nie jest szpiegiem.

Ja wiem, że ciekawość zżera. Gdy dziecko raz zorientuje się, że wypytywane jest w niezbyt fajnym celu, może się w sobie zamknąć i przestać czuć się swobodnie w naszym towarzystwie. Bo jest związane i z mamą, i z tatą, nie umie wybrać, komu okazać lojalność.

Dziecko to nie kumpel od wina.

Moja Córka nie jest powiernikiem mojego rozwodu. Nie okazuję przy niej złości, żalu, zniechęcenia. Nie zamierzam opowiadać jej ze szczegółami, o co poszło, lub zamykać się na kilka godzin w pokoju, bo nie mam nastroju i jestem tak zmęczona psychicznie, że zaraz… A ty sobie bajkę oglądaj.

 

Zrobię, co w mojej mocy, by moja Córka nie czuła się samotna, smutna, zdezorientowana. I przyznam, że budzi się we mnie lwica, gdy ktoś tego nie respektuje i nie jest w stanie, dla dobra Iny, zachować się przynajmniej przyzwoicie. Skoro ja mogę, a mogłabym nie, to naprawdę wystarczy czasem zwykłe ,,dzień dobry” (ups, taka mała złośliwość).

Co robię?
– pozwalam Inie kochać i być kochaną przez całą rodzinę, wszystkich Dziadków, Wujków, Ciocie…
– nigdy nie zapytałam, kogo kocha bardziej. NIGDY!
– szanuję wszystkich bliskich mojej Córki
– natychmiast reaguję na tęsknotę Iny do taty, rozmawiamy o tacie, dzwonimy. I czuję, że w drugą stronę jest podobnie.
– nie obciążam dziecka swoimi emocjami.
– nigdy nie doprowadziłam do sytuacji, by Ina mogła się poczuć, że rozwód (choć nie zna tego słowa) jest jej winą.
– spędzamy wspólnie czas, we trójkę. I myślę, że wszyscy to lubimy! Szczerze i na spokojnie.
– we trójkę pracujemy nad naszą, bądź co bądź, rodziną.

 

Trudno mi się odnieść do każdej życiowej sytuacji. Wiem natomiast, że można odsunąć uzasadniony żal i niechęć i miło spędzić czas, ale tak naprawdę miło, nie że uśmiech na twarzy, a w powietrzu siekiera wisi. Nie! Przecież dziecko i tak wyczuje realne emocje… Wiem, że się da spojrzeć dalej niż czubek własnego nosa i skupić się przede wszystkim na życiu tego małego człowieka, który od rodziców czerpie wszystkie wzorce. W jego głowie kodują się zachowania. A ja nie chcę, by nasza Córka czuła, że czegoś jej brakuje, że w jej życiu jest coś nie tak. Mama to mama, tata to tata. Nigdy nie będzie lepszych 🙂

W tym temacie zamierzam się wymądrzać, ile mi starczy sił. Bo wiem, że robię dobrze. Skąd wiem? Od psychologa dziecięcego, intuicja też mi tak mówi. No i Ina jest szczęsliwym, zdrowym, pogodnym dzieckiem.

 

***

Poprosiłam Stellę Gonet, autorkę bloga Pół Człowiek, Pół Matka, by spróbowała odnieść się do mojego posta. A właściwie, żeby dopełniła moje słowa tym, jak ta trudna rozwodowa droga wyglądała w ich rodzinie:

Rozwód, nawet ten najbardziej przyjacielski i kulturalny, jest zawsze tragedią dla dzieci. Uderza w jeden z najważniejszych filarów ich życia: poczucie bezpieczeństwa. W takich sytuacjach niezbędna jest stała opieka psychologa dziecięcego, który podpowie Ci, jak rozmawiać z dzieckiem, jak radzić sobie w trudnych chwilach i odpowiadać na trudne pytania (a takie na pewno będą). Moja psycholog udzieliła mi 3 najważniejszych rad, którymi chętnie dzielę się z kobietami, które przechodzą przez rozwód:

– „Gdy wokół wali się świat, Ty musisz być pancernym schronem. Postaraj się ukryć swoje emocje, swój żal i frustrację. Przy dziecku, nie w ogóle , bo powinnaś wyrzucić to z siebie poza domem. Zablokuj wszystkie negatywne myśli, które miewasz o ojcu dziecka. Mów o nim TYLKO DOBRZE, nie dlatego, że na to zasługuje, ale z szacunku do miłości dziecka do niego i do Waszej wspólnej historii.”

– „Ogranicz zmiany do minimum. To samo mieszkanie, to samo przedszkole, ten sam plan dnia. To wszystko buduje poczucie bezpieczeństwa”

– „Mów dziecku prawdę w sposób dostosowany do jego wieku i dojrzałości emocjonalnej. Niedopowiedzenia mogą wzbudzić w dziecku niepotrzebną nadzieję, że sytuacja jest tymczasowa, albo co gorsza – że to ono jest winne rozpadu rodziny”

I jeszcze jedno: pewnego dnia obudzisz się rano i będziesz wiedziała, że znów jest dobrze. Obiecuję. Burze mijają, a Ty jesteś silniejsza niż myślisz. Nie ma takiej tragedii, z której nie można wyjść cało, gdy trzymasz w ramionach największą i najważniejszą miłość swojego życia.

***

To jest bardzo trudno zapomnieć o swoich uczuciach, gdy w głowie i w sercu tsunami. Gdy ma się ochotę zniknąć, zapaść pod ziemię. Albo przynajmniej iść spać na tydzień. Ale nie wyobrażam sobie innej drogi. Jeśli macie pytania, wiecie, gdzie mnie znaleźć 🙂

 

fot. Michalina Pryśko