Tak serio uważam, że jestem świetna. Doskonale sobie radzę z przedstawieniem własnej osoby. I ponieważ robię wszystko, by iść w górę, a nie stać w miejscu rozpamiętywać doły, wkurza mnie niemiłosiernie, gdy ktoś mimo wszystko ocenia mnie patrząc na to, że… rozwiodłam się. Tak, rozwódka to ja i co z tego?

Tak, no i co z tego? Radzę sobie lepiej niż niejedna kobieta mająca męża. Ale nie to akurat mnie irytuje. Kilka dni temu usłyszałam zdanie zaczynające się od tego, że jestem całkiem, całkiem ,,pomimo ciężaru”, a ciężar to w tym konkretnym kontekście moja Córka…

Moja Córka to nie ciężar. To jest moje wszystko!

Dobra, napiszę to 🙂

Biorąc pod uwagę, w kontekście nawet związków, że nie potrzebuję faceta, by mnie utrzymywał, załatwiał za mnie sprawy i wbijał gwoździe; nie oczekuję nawet, że będzie ojcem dla mojego dziecka, to… o jakim ciężarze tu mówimy? Fuck off! Rozwódka to nie najgorsza rzecz, jaka może Cię spotkać w życiu!

Gdy spotykam nowych ludzi, oni nie wiedzą o mnie nic. Widzą – błysk w oku, energię, działanie, rezultaty. Widzą uśmiech, słyszą ton głosu, śmieją się z moich dowcipów, pytają, co robię. Czułabym się bardzo, ale to bardzo urażona, gdyby ktoś oceniłby mnie przez pryzmat mojego małżeństwa. Gdyby ktoś obniżył moją wartość, gdyby ktoś stwierdził, że to jest moja wada.

Związek z matką z dzieckiem to nie krucjata, poświęcenie, akt dobrej woli. Nie wiem, jak to jest, bo nigdy nie umawiałam się z rozwódką z dzieckiem, ale mam całkiem dobrą wyobraźnię, więc myślę, że taki związek może być całkiem fajny. Lekki. Szczególnie, gdy człowiek jest świadomy siebie i wie, czego chce, umie jasno to komunikować i jest w stanie przewidzieć pewne zachowania – co może być właśnie konsekwencją doświadczeń związanych z rozstaniem. Zresztą, moim zdaniem, ciężko mówić o pogodzeniu takiej relacji, skoro punktem wyjścia jest ,,jesteś kobietą z bagażem”, czyli ,,ciężarem”.

Człowiek powinien dążyć do szczęścia. A to, czy jest szczęśliwy w dwupaku czy w pojedynkę – czy to faktycznie jest jakaś różnica, skoro to szczęście jest i ma się dobrze? Jeśli ktoś ma swoje fajne życie i dodatkowo umie wnieść w życie innych kilka dobrych rzeczy, to czy faktycznie ten rozwód to jest jakiś wyznacznik.

Ludzie przeceniają rozwód. 🙂

A potem czytam takie zdania na Facebooku:

Retrospekcje. Jestem małą dziewczynką. Oprócz rodziców i siostry najbliższa rodzina to dwie ciocie- ciocia A i ciocia B. A- nigdy nie miała faceta, o którym wiedziałaby rodzina. Ja słyszę- Stara Panna. Ciocia B- rozwódka. Mąż szybko po ślubie szybko zdradził i dał dyla. Oby dwie mimo, że dla mnie najwspanialsze pod słońcem przedstawiane są jak życiowe kaleki, wręcz upośledzone. Dlaczego nikt mi nie powiedział, że może one są szczęśliwe? Dlaczego nikt nie podkreślał, że każda z nich się realizuje? Ma mieszkanie jakie chce, jeździ gdzie chce, robi co chce? Dlaczego nikt nie powiedział, że one być może są właśnie takie szczęśliwe? Myślę o tym, bo szukam odpowiedzi na negatywny wydźwięk słowa rozwódka… starą pannę zastąpiła “singielka”, która trochę ociepliło wizerunek. Rozwódka, dalej brzmi jak klęska życiowa. I nie. Nie czepiam się słówek. To społeczeństwo się czepia. Ja tylko szukam odpowiedzi na pytanie- czy to co widzą małe dziewczynki rzutuje na ich późniejsze ja?

Czas to zmienić.