Nie umiem zachować powagi, gdy widzę te same gesty, te same słowa, ten sam ton głosu. Moja mała kopia. Jaka matka, taka córka. To trochę geny, a trochę czyste naśladownictwo.

Wiecie, jak to jest mieć córkę? Każdego dnia czuję albo dumę, albo wdzięczność, albo wzruszenie. Najczęściej te trzy uczucia przeplatają się. Ja w swojej córce jestem zakochana. Mogłabym ją jeść na śniadanie, obiad i kolację. Łyżkami.

Ale prócz dumy, wdzięczności i wzruszenia jest też odpowiedzialność. Nie mam najmniejszego problemu z nie przeklinaniem przy swoim dziecku. Totalnie nie rozumiem rodziców, którzy muszą się gryźć w język – u mnie to jest automatyczne. Nie myślę o tym, nie przeklinam i już. Tak też jest z innymi rzeczami.

Odpowiedzialność… wiem, że ta mała osoba, która zaczyna mieć coraz wyraźniejszy charakter, która jest uparta i stanowcza w tej całej swojej prawie pięcioletniej postaci, uczy się poprzez naśladowanie najbliższych. Tego się nie da przeskoczyć. Dzieci są naszym najlepszym odbiciem, najsurowszym sprawdzianem, nic się nie ukryje, jesteśmy bezbronni. Wszystko, co nasze dzieci zobaczą, odbije się albo teraz, alb w przyszłości. Schematy się powielają.

Pamiętam, jak Basia mówiła kiedyś, że chce być dla swoich synów przewidywalna. Żeby jej reakcje i zachowania były dla nich ramą. Zapamiętałam to, bo myślę dokładnie tak samo. I choć czasami emocje biorą górę, pamiętam to. I jestem, staram się być przewidywalna. Dlatego jest kilka sytuacji, w których nigdy moja Córka mnie nie zobaczy.

Nie zobaczy mnie leniwej. Rozpływającej się w nic nie robieniu, przewalającej się w dresie po domu, nie mogącej znaleźć sobie miejsca. Nie zobaczy mnie zrezygnowanej, bez nadziei, pod ścianą, nie szukającej rozwiązania. Nie zobaczy mnie złamanej i przegranej. Nie zobaczy mnie okrutnej, niewdzięcznej, złośliwej.

Nie zobaczy mnie pijanej. Nie zobaczy, jak idę zygzakiem, a idąc po schodach muszę przytrzymać się ściany. Nie usłyszy, jak mamroczę pod nosem. Nie zobaczy, że nie ma ze mną kontaktu. Nie zobaczy, jak nie panuję nad sobą, gdy panuje nade mną alkohol. Mam nadzieję, że nigdy nie powie ,,oho, zaczyna się”, nie zamknie drzwi do swojego pokoju czując, że nie jest mile widziana, bo dorośli się świetnie bawią.

Ale zobaczy natomiast, jak śmieję się w głos u Basi w ogrodzie. Jak krzyczę ,,zdrowie!” wznosząc kieliszek, bo akurat rozmawiamy, że takich trzech, jak nas dwie, to nie ma ani jednej. Zobaczy, że przyjaciele to jeden z największych prezentów od losu. Zobaczy, że spotkania z ludźmi to konieczność, by żyć lepiej, by odpoczywać, umieć złapać balans. Zobaczy, że przy dobrym jedzeniu można godzinami rozmawiać i wcale nie trzeba iść tak wcześnie spać. A alkohol? Rozbawia towarzystwo i smakuje jak weekend.

Dorośli jedzą, robią zdjęcia, wrzucają lód w kostkach do kieliszków i szklanek. Dzieci biegają, krzyczą i ciągle zabierają sobie zabawki. Coś spadnie na podłogę, ktoś coś wyleje. Muzyka włączona cicho, żeby można było ze sobą rozmawiać. Ktoś tańczy przy głośniku. Ktoś otwiera butelkę, ktoś przybliża szklankę. Dzieci chcą pić. Ktoś przebija balon, jest huk, dzieci piszczą. Dorośli wyganiają dzieciaki z pokoju, by pogadać o ,,dorosłych” sprawach.
Komuś makaronu?
Dasz łyka?
Dam ci czystą szklankę.
Zostaw tę piosenkę!
Zostaw, ja pozmywam.
Leć się bawić.

Znacie to? Wasze dzieci to znają? To dobrze. Wasze zdrowie!

 

*Wpis powstał we współpracy z Grupą Żywiec w ramach akcji Trzymaj Pion.

zdjęcia: Jasińska.